
Pomysł narodził się gdzieś między drugim plackiem ziemniaczanym a wspomnieniem wycieczki do Berlina w 2017.
- Jakub Wędrowycz. Wojsławice. Trzeba kiedyś pojechać.
- Wiadomo. Na spokojnie. Bez grupy, bez stresu. Bez busa.
- PKS-em. Jak Pan Bóg przykazał.
I tak oto ekipa "Busem z Poznania" postanowiła wybrać się bez busa prawie na Ukraine.
Plan był prosty: Poznań – Łódź – Lublin – Chełm – Wojsławice.
Na papierze wyglądało to jak trasa.
W praktyce – jak wczasy przetrwania dla ludzi z ambicją i plecakiem z lat 80.
Bagaż?
- Dwa termosy (jeden z kawą, drugi z czymś, co „grzeje nawet jak nie działa”)
- Przewodnik po Wojsławicach z 1993
- Paczka sucharów i skarpetki z napisem „Wędrowycz patrzy”
- No i 20 rubli, bo „na wschodzie zawsze się mogą przydać”
PKS jechał. Potem przesiadka. Potem jeszcze jedna. Potem busik z kartką „do Chłopa pod las”.
W międzyczasie – rozmowa z kierowcą, który uważał, że Wędrowycz to nowy premier, oraz incydent z babcią, która pomyliła bimber z wodą święconą i próbowała ochrzcić współpasażera.
Ale dotarli.
Na miejscu był już Jakub.
Kapelusz na głowie, kufajka otwarta, ręka pewna – w jednej butelka, w drugiej pałka.
Obok – Semen, świecący niepokojącym odcieniem, bo znów coś testował na bazie fusów po kawie i saletry.
Kapelusz na głowie, kufajka otwarta, ręka pewna – w jednej butelka, w drugiej pałka.
Obok – Semen, świecący niepokojącym odcieniem, bo znów coś testował na bazie fusów po kawie i saletry.
I wtedy się zaczęło.
Dni Jakuba Wędrowycza 2025 – edycja, która przejdzie do legendy, nawet jeśli nikt jej nie zapisze.
Dni Jakuba Wędrowycza 2025 – edycja, która przejdzie do legendy, nawet jeśli nikt jej nie zapisze.
Na placu rozstawiono:
- Namiot egzorcyzmów („Wstęp wolny, wyjście niepewne”)
- Punkt pierwszej pomocy bimbrowniczej
- Warsztaty DIY: „Zrób sobie granat z tego, co masz w kuchni”
- Strefę relaksu „U Semena” – leżaki, głośna cisza i zapach starego kalosza
Jakub z Semenem prowadzili całe wydarzenie.
Nikt nie wiedział, kto ich do tego dopuścił – ale nikt też nie śmiał zaprotestować.
Nikt nie wiedział, kto ich do tego dopuścił – ale nikt też nie śmiał zaprotestować.
– A teraz pokaz mody: jak wyglądać jak bezdomny, a pachnieć jak zagrożenie sanitarne! – krzyknął Jakub.
Tłum oszalał. Pojawiły się oklaski, konfetti z gazet i jedna krowa, której nikt nie zaprosił.
Tłum oszalał. Pojawiły się oklaski, konfetti z gazet i jedna krowa, której nikt nie zaprosił.
Ekipa z Poznania siedziała w pierwszym rzędzie.
Nie po to jechali PKS-em przez pół Polski, żeby się krygować.
Były wspólne zdjęcia, niepokojące autografy, i nawet konkurs „Ile promili ma ten bimber?” (nikt nie wygrał – alkomat wybuchł).
Nie po to jechali PKS-em przez pół Polski, żeby się krygować.
Były wspólne zdjęcia, niepokojące autografy, i nawet konkurs „Ile promili ma ten bimber?” (nikt nie wygrał – alkomat wybuchł).
Na koniec Jakub podszedł do nich i powiedział:
– Dobrze, że przyjechaliście. Następnym razem może to ja przyjadę do was. Ale tylko jeśli macie kanalizację i krowy.
– Dobrze, że przyjechaliście. Następnym razem może to ja przyjadę do was. Ale tylko jeśli macie kanalizację i krowy.
Potem zniknął. Jak to Jakub.
A oni wrócili do Poznania. PKS-em. Z trzema nowymi historiami, jedną zgubioną nerką i poczuciem, że właśnie przeżyli coś między snem a filmem zakazanym w zachodniej Europie.
A oni wrócili do Poznania. PKS-em. Z trzema nowymi historiami, jedną zgubioną nerką i poczuciem, że właśnie przeżyli coś między snem a filmem zakazanym w zachodniej Europie.
Tak to było. Naprawdę.
Nie pojechali na urlop. Pojechali do Jakuba. A to nie to samo.
Nie pojechali na urlop. Pojechali do Jakuba. A to nie to samo.