Przejdź do treści

2025-07-11 jakub - Busem z poznania - wycieczki inne niż inne

Pomiń menu
Pomiń menu
Wczasy z Jakubem, czyli jak ekipa busemzpoznania.pl (prawie) dotarli do Wojsławic
Pomysł narodził się gdzieś między drugim plackiem ziemniaczanym a wspomnieniem wycieczki do Berlina w 2017.
  • Jakub Wędrowycz. Wojsławice. Trzeba kiedyś pojechać.
  • Wiadomo. Na spokojnie. Bez grupy, bez stresu. Bez busa.
  • PKS-em. Jak Pan Bóg przykazał.
I tak oto ekipa "Busem z Poznania" postanowiła wybrać się bez busa prawie na Ukraine.

Plan był prosty: Poznań – Łódź – Lublin – Chełm – Wojsławice.

Na papierze wyglądało to jak trasa.
W praktyce – jak wczasy przetrwania dla ludzi z ambicją i plecakiem z lat 80.
Bagaż?
  • Dwa termosy (jeden z kawą, drugi z czymś, co „grzeje nawet jak nie działa”)
  • Przewodnik po Wojsławicach z 1993
  • Paczka sucharów i skarpetki z napisem „Wędrowycz patrzy”
  • No i 20 rubli, bo „na wschodzie zawsze się mogą przydać”
PKS jechał. Potem przesiadka. Potem jeszcze jedna. Potem busik z kartką „do Chłopa pod las”.

W międzyczasie – rozmowa z kierowcą, który uważał, że Wędrowycz to nowy premier, oraz incydent z babcią, która pomyliła bimber z wodą święconą i próbowała ochrzcić współpasażera.

Ale dotarli.
Na miejscu był już Jakub.
Kapelusz na głowie, kufajka otwarta, ręka pewna – w jednej butelka, w drugiej pałka.
Obok – Semen, świecący niepokojącym odcieniem, bo znów coś testował na bazie fusów po kawie i saletry.

I wtedy się zaczęło.
Dni Jakuba Wędrowycza 2025 – edycja, która przejdzie do legendy, nawet jeśli nikt jej nie zapisze.
Na placu rozstawiono:
  • Namiot egzorcyzmów („Wstęp wolny, wyjście niepewne”)
  • Punkt pierwszej pomocy bimbrowniczej
  • Warsztaty DIY: „Zrób sobie granat z tego, co masz w kuchni”
  • Strefę relaksu „U Semena” – leżaki, głośna cisza i zapach starego kalosza

Jakub z Semenem prowadzili całe wydarzenie.
Nikt nie wiedział, kto ich do tego dopuścił – ale nikt też nie śmiał zaprotestować.

A teraz pokaz mody: jak wyglądać jak bezdomny, a pachnieć jak zagrożenie sanitarne! – krzyknął Jakub.
Tłum oszalał. Pojawiły się oklaski, konfetti z gazet i jedna krowa, której nikt nie zaprosił.

Ekipa z Poznania siedziała w pierwszym rzędzie.
Nie po to jechali PKS-em przez pół Polski, żeby się krygować.
Były wspólne zdjęcia, niepokojące autografy, i nawet konkurs „Ile promili ma ten bimber?” (nikt nie wygrał – alkomat wybuchł).

Na koniec Jakub podszedł do nich i powiedział:
Dobrze, że przyjechaliście. Następnym razem może to ja przyjadę do was. Ale tylko jeśli macie kanalizację i krowy.
Potem zniknął. Jak to Jakub.
A oni wrócili do Poznania. PKS-em. Z trzema nowymi historiami, jedną zgubioną nerką i poczuciem, że właśnie przeżyli coś między snem a filmem zakazanym w zachodniej Europie.



Tak to było. Naprawdę.
Nie pojechali na urlop. Pojechali do Jakuba. A to nie to samo.

Wróć do spisu treści