Przejdź do treści

2025-05-31 kaszuby - Busem z poznania - wycieczki inne niż inne

Pomiń menu
Pomiń menu
berlin zoo kolarz

Między Borami a Kaszubami



Gdzie będziemy? Co zobaczymy

  • Bydgoszcz – dawna fabryka dynamitu Alfreda Nobla (indywidualne, multimedialne), historia z wybuchowym tłem, przemysłowy klimat i opowieści spoza podręczników
  • Tuchola – Spacer po miasteczku, kawa na rynku, kamieniczki z duszą i bez cepelii
  • Fojutowo – akwedukt, czyli rzeka płynąca nad rzeką, pomysłowy absurd dawnych inżynierów, którym naprawdę „się chciało”
  • Człuchów – zamek krzyżacki i Muzeum Regionalne (audio guide), bez rekonstruktorów, za to z autentyczną historią w murach, które przetrwały więcej niż niejeden plan zagospodarowania
  • Borne Sulinowo – miasto-widmo, dawna sowiecka baza, Dom Oficera, miejsca, których nie zdradzimy

Termin:
31 maja 2025
DŁUGOŚĆ TRASY:
600 km
mapa

POZOSTAŁO:
To nie są Kaszuby z folderu. Bo to w ogóle nie są Kaszuby, choć wszyscy dookoła się upierają, że jak już jedziesz w tamtą stronę, to „na Kaszuby”.
 
Ta trasa jest jak boczna droga – niby prowadzi gdzieś, ale nie do końca wiadomo dokąd, i właśnie dlatego warto nią iść. Nie ma tu zamków z top-10, nie ma panoram do drona ani knajp z foodpornem. Są za to miejsca, które pamięta się długo po tym, jak wrócisz i znów utkniesz w korku na trasie Poznań–codzienność.
 
To przestrzeń mijana w drodze na „ważniejsze” wakacje. Miejsce, które nie sprzedaje się samo, bo nikt nie zainwestował tu w wielkie banery, a Google nie ma za bardzo co podkreślać żółtym. Ale właśnie przez to – wszystko tu jest czystsze, nieprzetrawione, jakby nieświadome własnego uroku.
 
Zobaczysz rzeczy dziwne, ciche i nieoczywiste. Miejsca, które nie potrzebują scenariusza, tylko kogoś, kto nie boi się patrzeć tam, gdzie Google Street View się zgubił. Czasem absurdalne, czasem nostalgiczne, ale zawsze autentyczne.
 
Jeśli szukasz trasy na rozdział między rozdziałami życia – właśnie ją znalazłeś.
 
Zaczynamy z hukiem – w Bydgoszczy, gdzie Alfred Nobel zostawił coś więcej niż tylko nazwisko na medalu. Jego fabryka dynamitu, zakład, który kiedyś zmieniał bieg spraw mocno dosłownie, dziś stoi cicho, jakby wiedział, że był świadkiem rzeczy większych niż on sam. Miejsce, które łączy technikę z historią i daje do myślenia – o tym, co człowiek potrafi stworzyć, a potem nie do końca nad tym zapanować.
 
Potem Tuchola – niepozorna z nazwy, a jednak pełna sensów. To centrum Borów Tucholskich, serca jednego z największych kompleksów leśnych w Polsce. Godzinka wystarczy nam na zapoznanie się z miasteczkiem, a nawet wypicie kawy. Może nawet zjedzenie obiadu.  To czas, aby zatrzymać się na chwilę i poczuć, że czasem najlepszą formą działania jest niedziałanie.
 
Zaraz po tym – Fojutowo. Tak, to ten akwedukt, o którym być może słyszałeś, ale nie wiedziałeś, że naprawdę istnieje. Rzeka płynąca mostem nad inną rzeką brzmi jak dziecięca bajka albo błąd w Matrixie, ale to po prostu pomysłowy efekt dawnych inżynierów. Miejsce z pogranicza absurdu i geniuszu – czyli takie, które kochamy najbardziej.
 
Kolejny przystanek – Człuchów. Solidny kawałek historii. W zamku krzyżackim, który spokojnie czekał przez wieki, znajduje się Muzeum Regionalne. Zajrzymy tam, by odkryć ślady zakonnego życia, wojenne zawieruchy i sekrety murów, które widziały więcej, niż zdradzają podręczniki.

A na deser – Borne Sulinowo. Nasze ulubione. Miejsce tak nie z tego świata, że powinno mieć własną kategorię na mapie. Dawna sowiecka baza, miasto-widmo, które nie istnieje w wielu przewodnikach – ale które bije na głowę niejedną „atrakcję turystyczną”. Pokażemy Ci tam trzy rzeczy – nie zdradzamy teraz, co dokładnie – które udowodnią, że nawet ruiny mogą mieć duszę. I historię, którą chce się opowiadać dalej.
 
To nie będzie wyprawa dla tych, którzy lubią gotowe scenariusze i przewodnikowe banały. To propozycja dla tych, którzy chcą zobaczyć więcej niż to, co na widokówkach – i to wszystko w jeden intensywny dzień.
 
Dla tych, którzy lubią odkrywać miejsca z historią i charakterem – czasem dzikie, czasem absurdalne, ale zawsze autentyczne.
 
Nie będziemy spać do południa ani sączyć prosecco nad basenem – to ma być mała wakacyjna przygoda przed wakacjami.
Jeśli chcesz oderwać się na chwilę od codzienności, posłuchać historii z dziwnej półki, pośmiać się, zobaczyć miejsca, które zostają w głowie na dłużej – to jest ten dzień.
 
My już wiemy, że jedziemy.
A Ty?


Dokąd jedziemy i co zobaczymy?

  • Wyjazd: 7:00 parking Pestka al. Solidarności
  • Bydgoszcz – dawna fabryka dynamitu Alfreda Nobla, historia z wybuchowym tłem, przemysłowy klimat i opowieści spoza podręczników (indywialnie)
  • Tuchola – Spacer po miasteczku, kawa na rynku, kamieniczki z duszą i bez cepelii (przewodnik)
  • Fojutowo – akwedukt, czyli rzeka płynąca nad rzeką, pomysłowy absurd dawnych inżynierów, którym naprawdę „się chciało”
  • Człuchów – zamek krzyżacki i Muzeum Regionalne, bez rekonstruktorów, za to z autentyczną historią w murach, które przetrwały więcej niż niejeden plan zagospodarowania (audio guide)
  • Borne Sulinowo – miasto-widmo, dawna sowiecka baza, Dom Oficera,  miejsca, których nie zdradzimy – ale zostaną z tobą na długo
  • Powrót: 23:55 Galeria pestka

* jeśli możliwości czasowe pozwolą
** kolejność zwiedzania może ulec zmianie.


A szczegółowo:

dynamit noblaBydgoszcz – dynamitowa przeszłość i Nobel z zupełnie innej bajki

Zwykle, gdy ktoś słyszy „Alfred Nobel”, myśli o naukowych nagrodach, uroczystościach w Sztokholmie i nobliwych (nomen omen) przemowach. Tymczasem w Bydgoszczy kryje się zupełnie inna odsłona tej postaci – mniej elegancka, za to o wiele bardziej wybuchowa.
Dosłownie.
 
To właśnie tutaj, w XIX wieku, stanęła fabryka materiałów wybuchowych, która działała przez dekady. Nobel był nie tylko jej twórcą, ale też współwłaścicielem – a to oznacza, że miasto było jednym z centrów europejskiej chemii przemysłowej. Współczesna Bydgoszcz ma w sobie industrialny sznyt i tajemniczą energię – nie pokazuje wszystkiego od razu, ale jeśli się wie, gdzie patrzeć, można zobaczyć ślady tamtej epoki.
 
Zajrzymy do miejsca, gdzie kiedyś projektowano potęgę w dynamitowych beczkach. Przespacerujemy się przez historie, które nie trafiły do podręczników, ale powinny.
Bo czy jest coś ciekawszego niż naukowiec, który z jednej strony tworzy środki do wysadzania mostów, a z drugiej ustanawia nagrody dla „tych, co budują mosty międzyludzkie”?
Ot, taki paradoks – idealny początek naszej wyprawy.

Tuchola – serce Borów, którego nie słychać, ale które bije
 
Tuchola to nie jest miejsce, które krzyczy: „Przyjedź do mnie!”.
To raczej szept w głowie każdego, kto choć raz poczuł, że las może być domem, a cisza – najgłębszą formą rozmowy. Miasto stoi dokładnie tam, gdzie zaczynają się Bory Tucholskie – jeden z największych i najbardziej niedocenianych kompleksów leśnych w Polsce. Dookoła setki kilometrów ścieżek, szlaków i dróg, którymi nie jeżdżą autobusy wycieczkowe, bo nikt im nie powiedział, że warto.
 
Sama Tuchola to miejsce osadzone głęboko w tradycji, ale bez cepelii. Tu wszystko jest jakby pół tonu ciszej, pół kroku wolniej – ale przez to autentyczniej.
Dla nas – chwila spokoju i wglądu w świat, którego nie ma już w miastach, a który może nam powiedzieć o wiele więcej, niż się spodziewamy.
 
 
Akwedukt w Fojutowie – czyli rzeka nad rzeką i triumf ludzkiego „da się”
 
Na pierwszy rzut oka – ot, betonowy most w środku lasu. Kilka barierek, woda gdzieś płynie, jakieś tabliczki z informacją. Gdybyś nie wiedział, czego szukasz, przejechałbyś obojętnie. Ale jeśli tylko się zatrzymasz – nagle robi się z tego jedna z najbardziej absurdalnych i jednocześnie genialnych konstrukcji w tej części Europy.
 
Akwedukt w Fojutowie to miejsce, gdzie człowiek – z pomocą poziomic, śluz i dziwacznego zmysłu inżynieryjnego – postanowił, że rzeka popłynie… po drugiej rzece.
Dosłownie.
Kanał Brdy, wykopany ręką pruskich specjalistów w XIX wieku, został wywindowany nad naturalną rzekę Czerską Strugę. Przez środek lasu, na czystym ambicjonalnym „zrobimy to, choć nie ma po co”.
 
I w tym właśnie cały urok.
To nie jest monumentalna budowla na miarę Rzymu.
To budowla z epoki, kiedy robiono rzeczy solidnie, niekoniecznie sensownie.
Ale działa. I robi wrażenie. Bo nagle widzisz rzekę płynącą przez most – wodę nad wodą – i orientujesz się, że jesteś świadkiem czegoś wyjątkowego, choć nikt z tego nie zrobił parku rozrywki.
 
Dla nas to przystanek obowiązkowy. Taki punkt programu, po którym ludzie mówią: „Serio? Dlaczego ja wcześniej o tym nie słyszałem?”
I właśnie dlatego jedziemy.

 
Człuchów – krzyżackie klimaty, które nie potrzebują Malborka, żeby robić wrażenie
 
Po atrakcjach natury i inżynierskich absurdach przyszedł czas na historię pisaną grubymi murami. Człuchów ma zamek – taki prawdziwy, krzyżacki. Nie jest na plakatach, bo wiadomo, Malbork zawsze dostaje pierwszeństwo w katalogach. I dobrze, niech tak zostanie. Dzięki temu w człuchowskiej twierdzy nie słychać stukotu setek butów, a jedynie ciszę, która pozwala historii opowiadać się samej.
 
W środku – Muzeum Regionalne. Zamiast multimediów i efektów specjalnych dostajesz autentyczną przestrzeń, która przez wieki widziała wszystko: od rycerzy modlących się o zwycięstwo, po kupców targujących się o cenę soli. Kamienne ściany pamiętają wojny, traktaty i momenty, które na zawsze zmieniły lokalną historię, choć mało kto o nich słyszał.
 
Zajrzymy tam na moment, żeby poczuć klimat, posłuchać o tym, jak się żyło w cieniu krzyżackich chorągwi i przekonać się, że historia jest najbardziej fascynująca wtedy, gdy nie próbuje nikogo na siłę zachwycić.
Bo tu właśnie tkwi magia Człuchowa – w dyskretnej sile miejsca, które potrafi opowiedzieć o sobie bez zbędnych ozdobników.
 
 
📝 Errata:

Wpadliśmy w huraoptymizm.
Wydawało się, że Łędyczek jest wieczny – że w tej mekce placków węgierskich będzie się jadać wiecznie, a sos gulaszowy będzie rwać aż po brzegi talerza.
Ale przyszła pandemia.
I zabrała to, co dobre. Knajpa nie przetrwała.
Z kultowego przystanku została legenda – taka, którą kajakarze przekazują sobie z pokolenia na pokolenie, z brzegu na brzeg:
„Tam był kiedyś placek… Taki, że jak raz zjadłeś, to potem każda trasa była układana pod talerz.”
Nie zjemy już tam – ale opowiemy. Bo są rzeczy, które nie powinny zniknąć bez śladu.
Zwłaszcza, gdy zostawiały tłusty ślad na papierowej serwetce i w sercu.
 
 
Borne Sulinowo – miasto, które przez dekady udawało, że go nie ma
 
Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem i nie przysiądziemy za długo nad golonką w Chojnicach, do Bornego wjedziemy jeszcze za dnia. I bardzo na to liczymy – bo to nie jest miejsce, które chcesz oglądać wyłącznie przez szybę nocą. To miejsce, w które trzeba wejść nogami, oczami, uszami, nosem – całością. Bo Borne Sulinowo nie jest zwykłym punktem na mapie. To miasto-widmo, które przez dziesięciolecia żyło w cieniu, dosłownie niewidoczne – nie tylko w sensie metaforycznym.
 
Jeszcze do 1992 roku stacjonowały tu radzieckie jednostki wojskowe, a przez cały PRL miejsce to nie istniało oficjalnie. Nie było go na mapach, nie pisała o nim prasa, nie wydawano pocztówek. A potem – jakby ktoś kliknął „enter” – nagle stało się miastem. Ale nawet nie od razu. Dopiero w 2003 roku Borne Sulinowo oficjalnie wróciło na mapy Polski jako samodzielna jednostka. Najmłodsze miasto w kraju – i chyba najbardziej niepokojące w swoim uroku.
 
Mamy tam swoje trzy ulubione miejsca – i nie zdradzimy ich tu wszystkich, bo nie wszystko trzeba wiedzieć z wyprzedzeniem. Ale na pewno zajrzymy pod monumentalny, pękający od historii Dom Oficera – radziecki pałac w środku lasu, wyglądający jak skrzyżowanie opery z koszarami. Miejsce, które mogłoby grać siedzibę złoczyńcy w filmie o Bondzie – ale naprawdę istniało, działało i było świadkiem historii, której wciąż nie do końca rozumiemy.
 
Przespacerujemy się ulicami, które wyglądają jak plan zdjęciowy do post apokaliptycznego serialu – tylko że wszystko jest prawdziwe. Beton, krzaki, graffiti, słońce prześwitujące przez wyłamane okna i cisza, która dzwoni w uszach. Borne nie krzyczy – ono szepcze. Ale kto umie słuchać, ten usłyszy więcej niż gdziekolwiek indziej.
 
I właśnie tym zamkniemy naszą wyprawę – miejscem, które nie woła „przyjedź”, ale jeśli już tam trafisz… zostaje w tobie na długo.
  
Na koniec – po co to wszystko?
 
Każde z tych miejsc to osobna opowieść. Nie wybraliśmy ich z katalogu, tylko z pamięci, z ciekawości, z rozmów przy kawie, które kończyły się słowami „a tam kiedyś trzeba pojechać z ludźmi”.
Nie ma tu żadnych „top 10”, nie ma wielkich tłumów ani folderowej doskonałości. Jest za to coś ważniejszego – prawdziwość.
 
To trasa dla tych, którzy wolą betonowe duchy od luksusowych spa, dla tych, którzy chcą posłuchać o dynamicie i pierogach z takim samym zainteresowaniem.
Nie jedziemy po laury. Jedziemy po przeżycie.
 
A Ty – jeśli czujesz, że to brzmi jak coś dla Ciebie – wiesz, co robić.




Cena: 280 zł
W cenie: przejazdy, autostrady, zwiedzanie wg programu, ubezpieczenie, opieka licencjonowanego pilota.
Dodatkowo płatne gotówką: 95 zł wejściówki
Plus ewentualne „kieszonkowe” (kawa, jedzenie, lody, pamiątki, toalety (dodatkowo, wedle uznania)).

Co zabieramy?
Picie (może termosik?), proponujemy przygotować wcześniej sznytki (trochę połazimy, zgłodniejemy). Nie zapominamy o foto aparacie i dowodzie osobistym. Wygodne buty (sporo pochodzimy), w Explozeum jak to w "lochach" temperatura może spaść do 7 stopni

O nas:
Jeździmy w kameralnym gronie, grupy do 16 osób.
Cenimy sobie wyśmienite towarzystwo i radosną atmosferę. Czas wypełniony zwiedzaniem po same brzegi. Pamiętajcie w aucie gramy po polsku (z płyty, oczywiście), aby radośniej nam było i śpiewamy sobie też (no dobrze, powiedzmy, że podśpiewujemy). Chcesz nas zainteresować ulubioną swą muzyką? Nie ma sprawy, zabierz płyty :)
Przypominamy, z nami zawsze PRZYJEMNIE i KOMFORTOWO

Informacje małym druczkiem:
  • organizatorem wyprawy jest : TUTUS PHU
  • zapisy: formularz na www
  • informacje telefonicznie +48 573 327 881/ mailowo: kontakt@busemzpoznania.pl
  • kliknięcie „wezmę udział” nie oznacza rezerwacji miejsca
  • wpłata zaliczki jest równoznaczna z zapoznaniem się i akceptacją regulaminu wyjazdu zamieszczonego na www.busemzpoznania.pl
  • nie odpowiadamy za ewentualne zmiany cen wstępów, biletów


Opinie o nas i naszych wyprawach
opinia
opinia
opinia
komentarze z fb
komentarze z fb
komentarze z fb
Wróć do spisu treści